Obniżone pensum dla dyrektora szkoły ma jeden cel: dać mu czas na zarządzanie placówką. Tymczasem w powiecie choszczeńskim wielu dyrektorów i wicedyrektorów notuje po kilkanaście dodatkowych, płatnych godzin nadliczbowych i zastępstw. Radny Piotr Kamela zarzuca zarządowi powiatu poważne zaniedbania i marnotrawienie publicznych pieniędzy.
Podczas VIII Sesji Rady Powiatu Choszczeńskiego radny Piotr Kamela poruszył kolejny, budzący wątpliwości temat związany z gospodarką finansową jednostek oświatowych. Tym razem pod lupę wzięte zostały godziny pracy kadry kierowniczej szkół.
Obniżone pensum – po co to komu?
Aby zrozumieć sedno zarzutów, trzeba wiedzieć, na czym polega specyfika pracy dyrektora szkoły. Nauczyciele, którzy obejmują stanowiska kierownicze, otrzymują obniżone pensum dydaktyczne. Oznacza to, że zmniejsza się im obowiązkowy tygodniowy wymiar godzin nauczania (zazwyczaj do kilku godzin tygodniowo). Różnicę czasu przeznaczają na zarządzanie placówką, nadzór pedagogiczny, sprawy administracyjne i organizacyjne.
Decyzja o obniżeniu pensum należy do organu prowadzącego, czyli w tym przypadku Rady Powiatu, i ma na celu zwiększenie efektywności zarządzania szkołą.
Praktyka vs. teoria: dyrektor nauczycielem
Kamela, powołując się na uzyskane informacje publiczne, ujawnił, że ta teoria mija się z praktyką. Okazuje się, że wielu dyrektorów i wicedyrektorów szkół prowadzonych przez powiat choszczeński realizuje nawet po kilkanaście godzin ponadwymiarowych tygodniowo, w tym płatne zastępstwa za nieobecnych nauczycieli.
— To nie jest wyjątek. Nie można tłumaczyć czegoś takiego niedoborami kadrowymi — grzmiał radny z mównicy. — Dyrektor ma zarządzać szkołą, nie dorabiać na lekcjach. Jeśli ma czas na tyle godzin z uczniami, to znaczy, że zniżka pensum, którą podjęliśmy jako rada, no nie ma sensu — argumentował.
Jego zdaniem, takie działania są "marnotrawstwem środków finansowych" i świadczą o całkowitym braku nadzoru ze strony Zarządu Powiatu, który jako organ prowadzący powinien pilnować, aby środki publiczne były wydawane celowo.
Podwójna strata dla samorządu
Zarzuty Kameli wskazują na podwójny problem:
1. Straty finansowe: Samorząd ponosi podwójny koszt. Po pierwsze, płaci dyrektorowi wynagrodzenie za funkcję kierowniczą, która teoretycznie ma być jego głównym zajęciem. Po drugie, płaci mu dodatkowo za godziny ponadwymiarowe, podczas gdy jego obowiązkiem powinno być znalezienie innego, zwykłego nauczyciela do przeprowadzenia tych lekcji, co często byłoby tańsze.
2. Straty jakościowe: Dyrektor "zastępujący" za nieobecnych kolegów nie może w tym czasie efektywnie zarządzać. Sprawy administracyjne, kontakt z rodzicami, nadzór pedagogiczny – wszystko to schodzi na dalszy plan, co odbija się na jakości funkcjonowania całej placówki.
Cisza po stronie zarządu
W odpowiedzi na te zarzuty podczas sesji nie padły ze strony Zarządu żadne konkretne wyjaśnienia. Starosta Wioletta Kaszak, broniąc się w innych kwestiach, nie odnieśli się do tego konkretnego problemu zarządzania godzinami pracy dyrektorów.
Brak reakcji sugeruje, że zarzuty są trafione, a zarząd nie ma dobrego wytłumaczenia dla tej praktyki. Może to również wskazywać na brak rzeczywistych narzędzi nadzoru nad tym, jak dyrektorzy dysponują swoim czasem pracy.
Czy to powszechna praktyka?
Problem opisywany przez radnego Kamelę nie jest nowością w polskiej oświacie. Często wynika z chronicznych niedoborów kadrowych i braku nauczycieli do zastępstw. Dyrektor, chcąc utrzymać ciągłość nauczania, sam musi "wskakiwać" na lekcje. Samorządy, oszczędzając, przymykają na to oko, traktując to jako tańsze rozwiązanie niż zatrudnianie dodatkowych osób.
Mimo to, radny Kamela ma rację, pointing out że jest to działanie sprzeczne z celem obniżonego pensum i prowadzi do nieefektywnego wydawania pieniędzy oraz pogorszenia jakości zarządzania szkołami.
Sprawa na pewno powróci na kolejnych sesjach, a radny zapowiedział dalsze "ciągnięcie" tematu i domaganie się od zarządu przedstawienia planu naprawczego oraz usprawnienia nadzoru nad pracą dyrektorów.
zabawne jak łatwo jest to oceniać. Z perspektywy zarządzania to faktycznie ma to sens co mówi radny, ale z perspektywy realiów polskiej szkoły to w sumie można podziękować za łatanie tych dziur bo już dawno rodzice roznieśliby placówkę (choć może tak się powinno stać). Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli nic się nie zmieni w płacach i karierze nauczyciela to sam radny będzie musiał wskakiwać na lekcje. Tak na podsumowanie, zamiast się oczerniać, może warto usiaść i wspólnie poszukać rozwiązań
OdpowiedzUsuńZbyt dużo krytyki bez propozycji rozwiązań. Łatwo wskazywać problemy, trudniej znaleźć sposób, jak je naprawić.
OdpowiedzUsuńBrawo za podjęcie tematu! To ważne, żeby pokazywać, jak publiczne pieniądze są marnowane przez złe zarządzanie.
OdpowiedzUsuńZa mało konkretów – ile dokładnie dyrektorów i ile godzin nadliczbowych? Bez danych trudno ocenić skalę problemu.
OdpowiedzUsuńZarząd powiatu milczy, dyrektorzy dorabiają, a szkoła? Cóż, jakoś się kręci, mimo że nikt jej nie zarządza. Magia oświaty!
OdpowiedzUsuńPieniądze publiczne płyną na nadgodziny, a dyrektorzy grają w „kto poprowadzi więcej lekcji”. Nowy sport olimpijski: zarządzanie przez uczenie!
OdpowiedzUsuń